Kulisy afery wokół koncertu Maxa Korzha w Warszawie

0
82

Kulisy afery wokół koncertu Maxa Korzha w Warszawie

Sierpień 2025. PGE Narodowy, ikona polskiej architektury sportowej i rozrywkowej, pulsuje pod ciężarem dziesiątek tysięcy fanów. Powietrze gęstnieje od napięcia, a echo okrzyków miesza się z basem próbującym przebić się przez mur ochroniarzy. Nagle, jak lawina, tłum zaczyna zeskakiwać z trybun na płytę boiska. Barierki uginają się pod naporem ciał, ochrona desperacko próbuje powstrzymać falę, ale chaos już wybuchł. To nie jest zwykły koncert – to punkt zapalny, gdzie entuzjazm graniczy z anarchią, a spontaniczność z przestępstwem. Białoruski raper Max Korzh, gwiazda wschodnioeuropejskiej sceny muzycznej, miał tu dać występ życia. Zamiast tego, wydarzenie stało się symbolem szerszych napięć: między wolnością ekspresji a bezpieczeństwem publicznym, między kulturalną integracją a systemowymi zaniedbaniami.

Wydarzenia rozegrały się w dwóch aktach. Pierwszy – przed koncertem, na terenach kolejowych przy ulicy Ordona na Woli. Fani Korzha, zainspirowani spontanicznymi spotkaniami z artystą w przeszłości, zebrali się na nieformalną imprezę. Tłumy szybko wymknęły się spod kontroli: głośna muzyka, race, hałas paraliżujący okolicę. Mieszkańcy zgłaszali zakłócenia porządku, a policja interweniowała, wystawiając 25 mandatów i zatrzymując sześć osób za posiadanie narkotyków. 

Burmistrz Woli, Krzysztof Strzałkowski, nazwał to "nielegalną imprezą masową bez zgody". W oświadczeniu dla mediów podkreślił: "Organizator nie miał pozwolenia na tak duże zgromadzenie. Zwrócimy się do PKP o weryfikację umowy z najemcą terenu i wyciągnięcie konsekwencji. Koszty sprzątania po bałaganie pokryje organizator". 

To echo podobnych zdarzeń z 2023 roku, gdy fani Korzha sparaliżowali centrum Warszawy nieautoryzowanym zgromadzeniem. Drugi akt rozegrał się na samym stadionie. Koncert opóźnił się o półtorej godziny. Przed wyjściem artysty na scenę fani zaczęli forsować barierki, zeskakiwać z trybun i wdawać się w starcia z ochroną. Nagrania z social mediów pokazują sceny jak z pola bitwy: krzyki, pchnięcia, interwencje stewardów. Jedna z uczestniczek, anonimowa fanka o pseudonimie "Anna", relacjonowała w rozmowie z naszym reporterem: "Pierwszy raz widziałam takie sceny. Ludzie skakali z wysokości, ochrona nie nadążała. To było jak eksplozja energii, ale szybko przeszło w chaos. Widziałam, jak ktoś został poturbowany". 

Policja, początkowo nieświadoma skali wydarzenia, zwiększyła siły do kilkuset funkcjonariuszy. Ostatecznie zatrzymano kilkadziesiąt osób – za posiadanie narkotyków, naruszenie nietykalności cielesnej ochroniarzy, wnoszenie pirotechniki i nieuprawnione wejście na teren imprezy. 

Komenda Stołeczna Policji poinformowała o 50 mandatach na łączną sumę blisko 11,5 tys. złotych i 38 wnioskach do sądu o ukaranie. 

Zarząd spółki PL.2012+, operator stadionu, złożył zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa, argumentując brak zgody na tak dużą imprezę i niewystarczające przygotowania. 

Aby zrozumieć głębszy kontekst, rozmawialiśmy z kluczowymi postaciami. Fan Korzha, 28-letni Białorusin mieszkający w Warszawie (imię zmienione na prośbę rozmówcy), bronił atmosfery: "Max to dla nas symbol wolności. Jego koncerty to nie tylko muzyka – to manifest. Ludzie przychodzą, by poczuć jedność, zwłaszcza my, emigranci. Ale tłumy są ogromne, a organizacja czasem zawodzi. Nie wszyscy to chuligani; to entuzjazm, który wymyka się spod kontroli".
Z drugiej strony, oficer policji zaangażowany w akcję (anonimowo) podkreślał wyzwania: "Nie mieliśmy wcześniejszej wiedzy o skali. Gdy tłum rośnie, musimy reagować proporcjonalnie. To nie tylko o bezpieczeństwie – to o zapobieganiu tragediom jak w Hillsborough czy Love Parade". Ekspert ds. imprez masowych, dr hab. Marcin Nowak z Uniwersytetu Warszawskiego, analizuje systemowo: "Polskie prawo wymaga szczegółowych planów zabezpieczeń dla wydarzeń powyżej 1000 osób. Tu widać luki: szybka sprzedaż biletów bez adekwatnego skalowania ochrony. Dodajmy kontekst geopolityczny – diaspora z Białorusi i Ukrainy wnosi emocje, ale też potencjalne napięcia. Czy stadiony jak Narodowy są gotowe na hybrydowe wydarzenia, gdzie muzyka miesza się z polityką?" .
Różnorodność głosów ujawnia sprzeczności. Dla jednych, jak poseł PiS Dariusz Matecki, incydent to "burda" z kontrowersyjnymi symbolami, np. flagami budzącymi skojarzenia polityczne. 

Inni, jak uczestniczka koncertu cytowana w mediach, widzą w tym "absolutny chaos, gdzie ochrona nie mogła sobie poradzić z wandalami". 

Korzh sam, na X (dawniej Twitter), nie skomentował bezpośrednio afery, skupiając się na promocji muzyki. 

Ale jego fani na platformach społecznościowych dzielą się mieszanymi odczuciami: od euforii po żal z powodu przerw.

Ta afera odsłania mechanizmy systemowe: w dobie migracji i cyfrowej mobilizacji fanów, imprezy masowe stają się lustrem społeczeństwa. Polska, goszcząca setki tysięcy Białorusinów i Ukraińców, zmaga się z integracją kulturalną. Czy wydarzenia jak te wzmacniają więzi, czy eskalują konflikty?
Jak pogodzić wolność artystyczną z odpowiedzialnością organizatorów?

Prokuratura bada sprawę, ale pytania pozostają otwarte. Czy Narodowy, symbol narodowej dumy, jest przygotowany na globalne tłumy?
I czy w erze social mediów, gdzie nagrania rozchodzą się błyskawicznie, możemy uniknąć powtarzania błędów?
A przede wszystkim czy w trakcie wojny jaka jest na Ukrainie, powinny odbywac się w Polsce z udziałem Ukraińców imprezy takie jak ta? 

Czytelnik sam musi rozważyć, gdzie kończy się pasja, a zaczyna ryzyko. W końcu, w rytmie basu Korzha, słychać nie tylko muzykę – ale echo szerszych zmian.

 

Kategorie
Pogoda
Reklama
Czytaj więcej
Wooble https://wooble.pl