Łącki o pakcie migracyjnym: Lepiej płacić niż przyjmować migrantów

Łącki o pakcie migracyjnym: Lepiej płacić niż przyjmować migrantów
W studiu oświetlonym czerwienią, przypominającym kulisy politycznego teatru, poseł Artur Łącki z Koalicji Obywatelskiej siada naprzeciw Krzysztofa Stanowskiego. Sierpień 2025 roku, a rozmowa na Kanale Zero toczy się wokół tematów, które od lat dzielą polskie społeczeństwo: migrantów, unijnych paktów i narodowej odpowiedzialności. Łącki, znany jako najbogatszy parlamentarzysta swojej partii, wypowiada słowa, które szybko stają się iskrą pod beczką prochu: „Jeśli nie chcemy przyjmować, to powinniśmy pomagać tym, którzy przyjmują. Stać nas na to, żeby wpłacić pieniądze do wspólnego budżetu Francji, Hiszpanii, Włochom i ulżyć im w utrzymaniu imigrantów”. Ta deklaracja, uchwycona w krótkim klipie na platformie X, rozchodzi się echem po sieci, budząc burzę komentarzy – od oskarżeń o oderwanie od rzeczywistości po pytania o sens europejskiej solidarności. Ale za tymi słowami kryje się głębsza historia: o mechanizmach unijnej polityki, osobistych fortunach i społeczeństwie, które zmaga się z lękiem przed nieznanym.
Artur Łącki, 63-letni przedsiębiorca i samorządowiec z Pomorza Zachodniego, wszedł do Sejmu w 2019 roku z list Platformy Obywatelskiej, dziś części Koalicji Obywatelskiej. Jego oświadczenie majątkowe za 2024 rok, opublikowane na stronach sejmowych, rysuje portret człowieka sukcesu: oszczędności przekraczające 1,14 miliona złotych i 483 tysiące euro, akcje w spółce zarządzającej polem golfowym, obligacje skarbowe warte 2,6 miliona złotych i 450 tysięcy euro, a do tego imponująca kolekcja nieruchomości – dwa domy, osiem mieszkań, pięć działek i kilka samochodów. W porównaniu z poprzednim rokiem, jego majątek wzrósł o setki tysięcy złotych i euro, co czyni go niekwestionowanym liderem wśród posłów pod względem bogactwa.
To obraz, który kontrastuje z codziennością wielu Polaków, zmagających się z rosnącymi kosztami życia i długiem publicznym, przekraczającym 1,7 biliona złotych. Ale fortuna Łąckiego nie kończy się na jego koncie. Jego żona, prowadząca Ośrodek Wypoczynkowy „Gryf” w Pobierowie – luksusowym kurorcie nad Bałtykiem – otrzymała w ramach Krajowego Planu Odbudowy (KPO) trzy dotacje na łączną kwotę ponad miliona złotych: 216 tysięcy na rozbudowę i modernizację sali konferencyjnej, 324 tysiące na przystosowanie pomieszczeń oraz 474 tysiące na stworzenie ogrodu zimowego i sali eventowej.
Poseł broni tych środków: „Moja żona złożyła wnioski i otrzymała środki na rozbudowę sali restauracyjnej oraz wyposażenie sali konferencyjnej, a nie na durnowate jachty”. W rozmowie z dziennikarzami podkreśla, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem, a fundusze z KPO przeznaczone są na wsparcie branży HoReCa, dotkniętej pandemią. Krytycy widzą tu jednak ironię: najbogatszy poseł partii rządzącej korzysta z publicznych pieniędzy, jednocześnie proponując, by Polska finansowała migrantów w innych krajach.
Wywiad na Kanale Zero, trwający ponad godzinę, to nie tylko o migracji – Łącki opowiada o swojej drodze od biznesu do polityki, o aferze KPO i relacjach w Koalicji. Ale fragment o pakcie migracyjnym staje się punktem zapalnym. Łącki przyznaje, że jego poglądy ewoluowały. W 2021 roku, podczas kryzysu na granicy z Białorusią, apelował o humanitarną pomoc: „Mamy obowiązek pomagać słabszym. Jesteśmy krajem, który może sobie pozwolić na pomoc ludziom w potrzebie”. Dziś widzi to inaczej: „Teraz to jest coś zupełnie innego. Eskalowało w sposób, że niestety musieliśmy to zrobić. Nie jestem dumny z tego, że nie pomagamy uchodźcom, ale oni już nie są uchodźcami”. Obwinia Putina o instrumentalizację migracji, wskazując, że na granicy dominują młodzi mężczyźni, a nie rodziny z dziećmi.
W kontekście unijnego paktu migracyjnego, przyjętego w 2024 roku mimo sprzeciwu poprzedniego rządu PiS, Łącki proponuje kompromis: zamiast relokacji migrantów, Polska powinna wnosić wkład finansowy do wspólnego budżetu UE. „Jeśli nie chcemy przyjmować, to powinniśmy pomagać tym, którzy przyjmują” – mówi, wymieniając Francję, Hiszpanię i Włochy jako kraje frontline, obciążone falą przybywających z Afryki i Bliskiego Wschodu. Podkreśla, że Polska, jako beneficjent unijnych funduszy, może sobie na to pozwolić, wysyłając nawet urzędników do pomocy przy procedurach azylowych. To stanowisko echo deklaracji premiera Tuska, który w lutym 2025 roku stwierdził: „Polska nie będzie implementowała żadnego paktu migracyjnego”.
Rząd KO podtrzymuje krytykę paktu, wskazując na jego „pozorność” i brak realnego rozwiązania problemów migracyjnych.
Wypowiedź Łąckiego szybko rozniosła się po platformie X, gdzie klip z wywiadem zebrał ponad 200 tysięcy wyświetleń i setki komentarzy.
Użytkownik @marcinswieradwo pisze: „O ja pierdolę, jakie piękne samobójstwo. Oni w tej koalicji zrobili zawody, kto bardziej pogrąży się swoimi wypowiedziami?”.
Inna internautka, @KlaudiaDomagala, dodaje: „Polska płacąca Francji, Włochom i Hiszpanii żeby ulżyć im w utrzymywaniu imigrantów?! Tego jeszcze nie grali, a to poseł koalicji rządzącej”.
Krytyka skupia się na kontraście: podczas gdy Polacy zbierają na leczenie dzieci czy walczą z inflacją, poseł proponuje sponsoring innych krajów. Z drugiej strony, zwolennicy widzą w tym pragmatyzm – uniknięcie relokacji za cenę wkładu finansowego.
Akt migracyjny UE, przyjęty w maju 2024 roku, wprowadza mechanizm solidarności: kraje jak Polska, które nie chcą przyjmować migrantów, muszą płacić 20 tysięcy euro za każdego odmówionego azylanta lub wspierać logistycznie. Rząd Tuska, choć nie uczestniczył w negocjacjach (zakończonych tuż po jego zaprzysiężeniu), rozważa zaskarżenie paktu do Trybunału Sprawiedliwości UE.
Eksperci ekonomiczni podzieleni: z jednej strony, migranci mogą być ratunkiem dla polskiego rynku pracy – według raportu NBP, imigranci z Ukrainy i Białorusi wypełniają luki w sektorach jak budownictwo czy usługi, przyczyniając się do wzrostu PKB.
Z drugiej, koszty integracji i potencjalne obciążenie systemu socjalnego budzą obawy. Profesor Paweł Kaczmarczyk z Ośrodka Badań nad Migracjami UW podkreśla: „Migracja to szansa, ale wymaga mądrej polityki – nie chaotycznego finansowania obcych krajów, lecz inwestycji we własną gospodarkę”.
Odmienne głosy płyną z opozycji. Poseł Anita Czerwińska z PiS: „Łącki chce, żeby Polacy płacili Francji, Hiszpanii, Włochom na imigrantów. Milioner Łącki niech płaci ze swoich”.
Z kolei eksperci jak dr Maciej Duszczyk z MSWiA argumentują, że finansowe wsparcie to mniejsze zło niż przymusowa relokacja, która mogłaby zaognić napięcia społeczne.
Wypowiedź Łąckiego prowokuje do refleksji: czy Polska, wychodząca z cienia transformacji, jest gotowa na rolę donatora w unijnej solidarności?
Czy bogactwo jednostek jak Łącki odzwierciedla kondycję całego narodu? I wreszcie, czy płatna pomoc to unikanie odpowiedzialności, czy pragmatyczna strategia w podzielonej Europie?
Te pytania wiszą w powietrzu, jak echo wywiadu w studiu Kanale Zero – zapraszając do debaty, w której fakty mieszają się z emocjami, a przyszłość migracji pozostaje niepewna.

- Wiadomości krajowe
- Polityka
- Społeczeństwo
- Sport
- Styl życia
- Gospodarka / Biznes
- Wiadomości lokalne
- Wiadomości zagraniczne
- Kultura i Rozrywka
- Technologia
- Nauka i Zdrowie
- Motoryzacja
- Opinie i Felietony
- Wydarzenia
- Prawo i wymiar sprawiedliwości
- Świat
- Wojsko i obronność
- Kulinaria
- Porady
