Nieznany front: Rosyjskie służby, Ameryka Łacińska i podpalenia w Polsce
Wydawało się, że to tylko dwa niewielkie pożary w Warszawie i Radomiu. Jednak za płomieniami krył się łańcuch powiązań sięgających aż do Ameryki Łacińskiej i rosyjskich służb specjalnych. Historia 27-letniego Kolumbijczyka to nie tylko opowieść o sabotażu — to ostrzeżenie o nowej formie wojny, której frontem staje się każde europejskie miasto.
Dywersja w sercu Europy: 27-letni Kolumbijczyk, Rosja i podpaleniowy terror w Polsce.To, co na pierwszy rzut oka wydaje się być dramatycznym incydentem, szybko okazało się być jednym z elementów znacznie szerszej, międzynarodowej operacji dywersyjnej, której celem było destabilizowanie Polski. Zatrzymany 27-letni obywatel Kolumbii stał się nieoczekiwanym narzędziem geopolitycznych napięć, które rozgrywały się na terenie Europy Środkowej i Wschodniej w 2024 roku.
Mimo że pożary w Warszawie i Radomiu nie wybuchły z pełną siłą, jak miałyby to zrobić, gdyby strażacy nie zareagowali na czas, ich kontekst jest o wiele bardziej niepokojący, niż mogłoby się wydawać. Kiedy rosyjskie służby wybrały Kolumbijczyka do wykonania misji w Polsce, miały na celu nie tylko zniszczenie materialne, ale także uruchomienie szerokiej machiny propagandowej. Dywersja ta miała na celu wywołanie zamieszania, szerzenie dezinformacji i destabilizowanie zaufania do polskich instytucji.
Oto historia tego, jak mała iskra, w postaci zapalającej butelki, może rozniecić wielki ogień politycznych i społecznych konsekwencji.
Na początek warto wyjaśnić, czym właściwie jest dywersja. W ujęciu militarnym to forma działań, które mają na celu zakłócenie działalności przeciwnika, najczęściej poprzez zniszczenie infrastruktury, zasobów czy po prostu wywołanie chaosu. Kiedy dywersja przybiera formę zamachów terrorystycznych, a sprawcy działają na zlecenie obcego państwa, sytuacja staje się szczególnie niebezpieczna.
W przypadku Kolumbijczyka, jak się później okazało, jego działania były częścią większego planu, mającego na celu destabilizowanie Polskiego państwa, ale także szerzenie wrogiej propagandy, której celem było podważenie zaufania obywateli do władz, zarówno na poziomie krajowym, jak i międzynarodowym.
Kim był 27-letni Kolumbijczyk?
Niezbyt wiele wiadomo o samym mężczyźnie. Z doniesień służb wynika, że pochodził z Kolumbii, jednak nie był przypadkowym wyborem. Jego tło wojskowe – a dokładniej doświadczenie w działaniach paramilitarnych – sprawiło, że idealnie pasował do roli „młodszego wykonawcy” w operacji rosyjskich służb wywiadowczych.
Według źródeł w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego (ABW), Kolumbijczyk był jedną z wielu osób, które zostały zwerbowane przez rosyjskie służby specjalne w ramach szeroko zakrojonej akcji werbunkowej. Wykorzystując komunikatory takie jak Telegram, Rosjanie angażowali osoby z doświadczeniem wojskowym i paramilitarnym do wykonywania różnorodnych działań wywiadowczych i sabotażowych na terenie Europy, a także do szerzenia dezinformacji.
Większość z tych osób pochodziła z Ameryki Łacińskiej, co miało pomóc w unikaniu wykrycia przez służby wywiadowcze krajów europejskich. Na tle tego kontekstu działania Kolumbijczyka nabierają nowego wymiaru: nie tylko jako podpalacza, ale jako element globalnej sieci, której celem było podważenie porządku demokratycznego w Europie.
Instrukcje od Rosji?
Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego w Polsce ujawnia, że mężczyzna działał na zlecenie obcych służb wywiadowczych. W przekazanym oświadczeniu zaznaczone zostały szczegóły operacji: Kolumbijczyk otrzymał od swoich mocodawców konkretne instrukcje dotyczące celu ataku, sposobu jego przeprowadzenia oraz użycia określonego środka transportu. Miał także za zadanie przygotowanie tzw. koktajlu Mołotowa, który posłużył do podpalenia dwóch składów budowlanych – jednego w Warszawie, drugiego w Radomiu.
Instrukcje były szczegółowe, obejmowały nie tylko sposób wykonania i lokalizację, ale także czas i okoliczności ataku. Kolumbijczyk, jako osoba bezpośrednio odpowiedzialna za wykonanie zadania, miał działać w sposób, który nie wzbudziłby natychmiastowych podejrzeń, by zminimalizować ryzyko wykrycia.
Sama operacja miała na celu nie tyle zniszczenie materialne, co wywołanie medialnej reakcji i destabilizację wizerunku Polski w oczach zarówno jej obywateli, jak i międzynarodowych obserwatorów. Przekonanie społeczeństwa, że kraj jest podatny na zamachy i dywersję, miało na celu osłabienie jego wizerunku i zaufania obywateli do instytucji państwowych.
Pożary, które wybuchły w Warszawie i Radomiu, mogły wydawać się banalne, biorąc pod uwagę wielkość skali kryzysów, z jakimi borykają się współczesne społeczeństwa. Niemniej jednak, z perspektywy działań dywersyjnych, były one jedynie częścią większej układanki.
Strażacy, którzy błyskawicznie zareagowali na incydenty, zapobiegli ich eskalacji. Gdyby pożary wybuchły w pełni, mogłyby spowodować poważne straty materialne i zagrażać bezpieczeństwu ludzi. Jednak ich prawdziwą mocą nie były same płomienie, ale to, co po nich pozostało – medialne zamieszanie, a także otwarte pytania o bezpieczeństwo narodowe.
Z relacji ABW wynika, że zachowanie podejrzanego i sposób wykonania ataku były zgodne z metodami wykorzystywanymi przez rosyjskie służby wywiadowcze w innych częściach Europy Środkowej i Wschodniej. Analizując inne przypadki, widać podobieństwa w stylu działania: werbowanie osób z zagranicy, stosowanie komunikatorów internetowych do przekazywania instrukcji, a także wykorzystanie mediów społecznościowych i platform komunikacyjnych do rozpowszechniania materiałów propagandowych.
„Potwierdzono, że rosyjskie służby, przy wykorzystaniu komunikatora Telegram, systemowo i na dużą skalę werbowały osoby pochodzenia latynoamerykańskiego” – czytamy w komunikacie ABW. Ta strategia wyraźnie wskazuje na zorganizowaną, długofalową operację mającą na celu destabilizację Polski oraz całej Europy Środkowej.
Kto jeszcze stoi za tym atakiem?
Nie możemy zapominać, że zatrzymany Kolumbijczyk to tylko jeden z ogniw w większej układance. Chociaż śledztwo w tej sprawie wciąż trwa, wiadomo już, że osoby w jego otoczeniu mogły być częścią szerszej sieci powiązań, której celem było szerzenie rosyjskich interesów na terenie Polski.
Wiemy, że w Europie Wschodniej i Środkowej, szczególnie w krajach sąsiadujących z Polską, takie incydenty stały się coraz bardziej powszechne. Działania te mają na celu nie tylko wywołanie destabilizacji, ale także tworzenie poczucia niepewności wśród obywateli, które skutkuje osłabieniem społecznego zaufania do rządów.
Dywersja to broń, która może przybrać różne formy – od zniszczenia materialnego po psychologiczne oddziaływanie na społeczeństwo. Kiedy podejrzany Kolumbijczyk przeprowadzał swoją misję, nie tylko podpalał skład budowlany, ale także wzmagał niepewność w Polsce, której obywatele zostali zmuszeni do stawiania pytań o bezpieczeństwo.
Jak wielkie muszą być siły, które decydują się na takie operacje? I czy społeczeństwa w Europie są w pełni gotowe na przeciwdziałanie takim zagrożeniom? Dywersja, jaką przeprowadził 27-letni Kolumbijczyk, stanowi tylko jeden przykład na to, jak za pozornie drobnymi incydentami mogą stać wielkie gry wywiadowcze i jak łatwo państwa mogą zostać wciągnięte w sieć manipulacji.
Ostatecznie pozostaje pytanie, jak wielką cenę przyjdzie nam zapłacić za to, by utrzymać spokój w obliczu zmieniających się zagrożeń, które nie zawsze przybierają postać jawnych wojskowych starć.